2017-06-04 21:07
Gdy trener Jacek Magiera rozpoczynał pracę w Legii we wrześniu ubiegłego roku, nasza drużyna miała 12 punktów straty do lidera LOTTO Ekstraklasy. Wielu mówiło, że obrona tytułu przez Wojskowych nie będzie możliwa, zwłaszcza że ci - jako jedyni w lidze - grali nie tylko na krajowych boiskach, ale również na arenie międzynarodowej, rywalizując z Realem Madryt, Borussią Dortmund i Sportingiem CP.
Legioniści pod wodzą Magiery zaczęli jednak od razu regularnie punktować, miażdżyli kolejnych ligowych rywali strzelając im po cztery lub pięć goli i dzięki temu udało im się zniwelować stratę w tabeli do pięciu "oczek" na koniec 2016 roku. Mimo że zimą z klubu odeszli dwaj napastnicy - Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović - Magiera znalazł sposób na to, by gole strzelali inni zawodnicy. Efekt? Zakończenie sezonu zasadniczego z raptem dwoma punktami straty do lidera.
Legia pokazała klasę w najważniejszych momentach sezonu. Presja nie pętała nóg naszych piłkarzy, którzy ani razu przez cały sezon nie dali się pokonać bezpośrednim rywalom w walce o mistrzostwo. Legioniści skończyli sezon z imponującą passą 15 meczów bez porażki, a odkąd zespół objął Magiera, w LOTTO Ekstraklasie przegrali tylko dwa razy. Nie oddali prowadzenia w tabeli, odkąd awansowali na 1. miejsce po 34. kolejce.
Spotkanie z Lechią legioniści rozpoczęli w najmocniejszym, sprawdzonym w składzie, a na prawą stronę obrony po jednym meczu przymusowej pauzy za żółtą kartkę wrócił Artur Jędrzejczyk. Początek meczu był spokojny, żadna z drużyn nie chciała ruszyć odważniej na rywala, to było raczej badanie się. W pierwszych minutach goście kilka razy postraszyli długimi piłkami do Marco Paixao, który jednak nie był w stanie stworzyć zagrożenia pod naszą bramką, bo od razu było przy nim dwóch-trzech obrońców.
Później do głosu doszła Legia, która osiągnęła znaczną przewagę. Najaktywniejsi byli Vadis i Guilherme, choć warto także pochwalić bocznych defensorów, Jędrzejczyka i Hlouska, za częste włączanie się do akcji ofensywnych. Goście byli jednak skuteczni w obronie i skutecznie utrudniali Wojskowym stworzenie klarownych sytuacji. Dobrze zastawiali także pułapki ofsajdowe, w które trzykrotnie - wychodząc na dogodną pozycję - dał się złapać Miro Radović.
Około 25. minuty gra zaczęła się zaostrzać, dwie żółte kartki za brzydkie faule dostali piłkarze Lechii, a Milos Krasić uderzył łokciem w twarz Dominika Nagya, co chyba umknęło uwadze sędziego Frankowskiego, bo nie ukarał Serba. Potem dwukrotnie ukarani zostali legioniści - Moulin i Hlousek. Przewagę piłkarską Legii potwierdzała statystyka strzałów - 6 do 3 - ale ani nasza drużyna, ani gdańszczanie nie oddali ani jednego celnego uderzenia. Wynik do przerwy, 0:0, był jednak korzystny dla obydwu zespołów, bo w Białymstoku Lech prowadził 2:0 z Jagiellonią. Przy takim rezultacie na Podlasiu, remis w Warszawie dawał legionistom mistrzostwo Polski, z lechistom udział w eliminacjach Ligi Europy UEFA.
Legia i Lechia grały w drugiej połowie spokojnie, ale ostatecznie opłaciło się to tylko Wojskowym, choć nerwówka była niewiarygodna. Gdy mecz w Warszawie zakończył się bezbramkowym remisem, cały czas trwało spotkanie w Białymstoku, gdzie Jagiellonia zdołała strzelić dwa gole i doprowadzić do wyniku 2:2. Sędzia doliczył 10 minut, bo kibice Jagi wrzucili na boisko serpentyny.
A my czekaliśmy... I było to koszmarne 10 minut, ale w końcu wszyscy legioniści mogli unieść ręce w górę. Mistrz, mistrz, Legia mistrz!!!
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk 0:0
Legia: Malarz - Jędrzejczyk, Dąbrowski, Pazdan, Hlousek - Kopczyński, Moulin - Guilherme, Odjidja, Nagy - Radović.
Rezerwowi: Cierzniak, Rzeźniczak, Czerwiński, Broź, Szymański, Hamalainen, Necid.
Trener: Jacek Magiera.
Turniej umiejętności indywidualnych: piłkarze
Liczba zawodników: 4 310
Liczba lokalizacji: 102
Liczba drużyn: 322